Geoblog.pl    lukaszs    Podróże    Pieszo przez Europę    Spotkania
Zwiń mapę
2013
28
kwi

Spotkania

 
Polska
Polska, Ślesin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 187 km
 
Ludzie z pasją są wszędzie, trzeba tylko ich spotkać i posłuchać ich historii. Mogą czekać tuż za rogiem. Leśniczy, gromadzący historyczne pamiątki ze swojej gminy. Nieznany nikomu rzeźbiarz, mieszkający w leśnej głuszy. Ksiądz zgłębiający dzieje swojej parafii. Tacy jak oni mieszkają na każdym kroku i gdy opuścisz dom, w swojej podróży, prędzej czy później, spotkasz kogoś takiego.

Wieczorem, gdy znalazłem się już w Wielkopolsce, minął mnie rowerzysta jadący do Sompolna. Mignął tylko i zaraz zniknął, by po chwili pojawić się znowu. Nieśmiało spytał co tu robię – widział mnie przed trzema godzinami w mieście i teraz na szosie. Nie każdemu w drodze zdradzam cel mojej wycieczki. Zdarza się, że spyta mnie o to jadący na rowerku miejscowy, a gdy podam mu nazwę miasta 20 kilometrów dalej krzyczy „Ło Jezu!” i patrzy jak na wariata. A co powiedziałby na wieść, że idę z buta do Hiszpanii? Chyba wezwałby pogotowie. Przed bardziej dociekliwymi ludźmi nie mam tajemnic.

Krótka rozmowa pokazała, że zatrzymał się przy mnie człowiek nietuzinkowy. Maciej, tegoroczny maturzysta, jest zapaleńcem roweru szosowego. Co roku przejeżdża na nim 30 tysięcy kilometrów (¾ obwodu Ziemi, hm…) i twierdzi, że to wcale nie tak wiele, skoro profesjonaliści robią trzykrotnie więcej. Na swojej lekkiej maszynie potrafi wykręcić ponad 200 kilometrów dziennie, więc przejechanie trasy z okolic Konina do Warszawy w jeden dzień nie jest dla niego niezwykłe.

To, co potem usłyszałem, sprawiło jednak, że zamilkłem na dłużej. W te wakacje, w ciągu zaledwie miesiąca, na rowerze obok którego szedłem, Maciek zamierza objechać dokoła Polskę. Bagatela, 4000 kilometrów. Cały czas wzdłuż granic naszego kraju, z bagażem mieszczącym się na mikroskopijnym, sportowym bagażniku. Gdy rzuciłem okiem na zdjęcia, wyszło na to, że będzie on ponad dwa razy mniejszy od plecaka który teraz niosę. Hm…

Cel ambitny, ale nie jedyny. Podczas swojej podróży, Maciek ma zamiar zbierać środki na leczenie Szymona, młodego chłopca z porażeniem mózgowym i wadą serca.

Ja szedłem poboczem, on jechał pomału obok i rozmawialiśmy. Ból nóg i pleców nagle zniknął, a ja słuchałem jego opowieści.

Takie spotkania dodają mi skrzydeł. Uświadamiają, że pozytywnie zakręconych ludzi jest masa, trzeba tylko wyjść z domu, by ich odnaleźć. Sprawiają, że mimo chwil zwątpienia i zmęczenia czuję sens tej drogi. Czuję, że dla tego niedługiego spotkania, z pewnością nie dłuższego niż dwie godziny, warto było iść cały ten dzień. Dla spotkania z gospodarzami w Izbicy Kujawskiej warto było zdzierać nogi za Gostyninem wczoraj i przedwczoraj.

Zbliżają się wakacje. Gdy Maciek ruszy w drogę, ja będę pewnie wracał do kraju, nie wiem więc czy będzie szansa na spotkanie. Ale jeśli będziesz wtedy w Polsce, możesz pomóc Maćkowi i śledzić jego podróż na stronie wyroweruj.pl.

Ostatnie dni przed dojściem do Gniezna były ciężkie. Wokół Kleczewa brnąłem wśród niekończących się nieużytków, hałd i przemysłowych pustyń w rejonie kopalń odkrywkowych. Z pięciu dróg, które kiedyś prowadziły do miasta i były jeszcze na mapie, trzy już nie istniały, pochłonięte przez potężną odkrywkę, otaczającą miasto z trzech stron. Później była długa droga lasami wokół Jeziora Powidzkiego. Grzałem przed siebie, maszerując do późnej nocy, chcąc już tylko osiągnąć Gniezno, pierwszy kamień milowy w tej podróży. Udało się. Po dziesięciu dniach od opuszczenia Warszawy, stanąłem na Wzgórzu Lecha, pod katedrą gnieźnieńską. Znalazłem też, po raz pierwszy od opuszczenia stolicy, znaki szlaku św. Jakuba. I gdy usiadłem pod kościołem, spadł na mnie wielki spokój. Zdałem sobie sprawę, że nie muszę nigdzie się spieszyć, że szaleństwo ostatnich dni było zupełnie niepotrzebne. Miasto opuściłem, idąc w stronę Ostrowia Lednickiego. Teraz już spokojnie i bez nerwów, nie wyznaczając sobie żadnego planu. Rano spotkałem pierwszych „Caminowiczów”. Grupa poznaniaków wybrała się na krótką wycieczkę szlakiem św. Jakuba, wzdłuż Jeziora Lednickiego. Śmieszne to uczucie i przyjemne zarazem, móc jeszcze w Polsce powiedzieć komuś „Buen Camino!” i usłyszeć w odpowiedzi to samo. Ciekawe, kiedy taka okazja znowu się powtórzy?

Dwunastego dnia od opuszczenia Warszawy stanąłem w centrum Poznania, na ulicy Pułaskiego, przez żelazną brama zwieńczoną drutem kolczastym. I tak znalazłem się w bodaj najciekawszym miejscu od początku tej drogi.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2013-05-02 12:23
Zdjęcia są wspaniałym uzupełnieniem wpisu- dodam historyczne zdjęcia !.
 
marianka
marianka - 2013-05-08 12:52
Z wpisu na wpis, coraz bardziej inspirująco;)
 
 
zwiedził 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 32 wpisy32 133 komentarze133 162 zdjęcia162 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
28.03.2013 - 04.08.2013