Nigdy nie byłem w Rzymie, ale po tym jak dotarłem do Pragi, mniej więcej tak go sobie wyobrażam. Oba miasta położone są na wzgórzach. Stolica dawnego imperium na siedmiu, stolica Czech na niezliczonej ilości zielonych wzniesień, górujących na Wełtawą.
Silenie się na opisy nie ma sensu. Lepiej ode mnie zrobi to album albo przewodnik. A więc krótko – co zapamiętam z tego miejsca? Atmosferę Starówki, gdzie cały czas jest ruch i coś ciekawego do zobaczenia. Gdzie na każdym rogu spotyka się ulicznych artystów i nie przestaje gapić na nich przez długi czas. Zapamiętam, jak mieszały się wokół mnie języki Europy i całego świata.
W pamięć szczególnie zapadł mi Jiří Wehle, praski muzykant, siedzący przed ratuszem i grający pieśni przy dzikim akompaniamencie liry korbowej. Spędziłem, siedząc obok niego na bruku i słuchając, dobre 20 minut. Spytałem potem, ile czasu zajęła mu nauka gry na lirze. Stwierdził wtedy, że cały czas się uczy i pewnie długo jeszcze nie przestanie.
Albo kowala, który na oczach przechodniów wytwarzał ze stalowych drutów kolczyki, wisiorki czy korkociągi.
Na koniec – na pewno zapamiętam niezwykłe spotkanie. Gdzieś na ruchliwym placu zupełnie wyrośli przed moimi oczami Magda i Żenia, polsko-rosyjska para, która ponad rok temu gościła nas we Władywostoku. Zdarzało mi się spotykać podczas podróży znajomych z Warszawy. Ale spotkać kogoś 5 000 kilometrów od jego domu i prawie 1 000 od swojego, zupełnie przypadkowo?
Na koniec 2 filmy:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=wN38Vx1G8Eo
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=uimatqLOiBs