Po przejściu granicy niemiecko-francuskiej minęło około połowy tej drogi. Przyglądam się więc uważnie mojemu sprzętowi. Jak sprawdza się wyposażenie po przejściu 2000 km pieszo? Co zdało egzamin, co nawala? Które z zabranych rzeczy warte były zakupu, które dają ciała? Dziś krótkie podsumowanie wyposażenia, które wędruje wraz ze mną w kierunku Santiago.
1. Buty
Taka trasa to test przede wszystkim dla butów. Niosą i mnie, i bagaż, łącznie około 90 kg, po 12 i więcej godzin dziennie. Nie były nowe gdy wychodziłem z Warszawy, ale miałem nadzieję, że dotrą do celu. Trzymają się dzielnie, choć guma na piętach pomału przestaje istnieć, odsłaniając śródpodeszwę z miękkiej pianki. Bieżnik pomału znika i chodzenie na śliskim podłożu nie jest już tak pewne, przez cienką już warstwę gumy bardziej czuje się małe kamienie. W każdym bucie pękł szew po zewnętrznej stronie, niedługo zaczną więc „łykać” wodę z kałuż. Wyściółka od środka przeciera się, choć powoli.
Głównym problemem jest ich nieprzemakalność, a właściwie – przemakalność w deszczu. W kilku miejscach jedyną barierą w bucie jest cienki materiał, który przepuszcza wodę w ciągu minut. Każdy większy deszcz kończy się bagnem w środku. Na szczęście schną dość szybko. Wybierając buty kolejny raz zdecydowałbym się na podobny, niski model, ale solidniej wykonany, ew. z jakąś membraną.
Gdy zaczynałem w nich iść zdawało mi się, że kilka lat używania rozbiło je wręcz doskonale. Nic z tego. Gdy po kilku dniach marszu, jeszcze na Mazowszu i Kujawach, stopy spuchły,przednie części moich Salomonów okazywały się za ciasne. Nauczka na przyszłość – do chodzenia w dłuższe trasy wybierać buty ze zdecydowanie szerokim przodem.
2. Bluza Power Stretch
W oryginale była to bluza dla kajakarza, ze stójką i krótkim rękawem, do której doszyte zostały dwa rękawy z łapkami. Właścicielka Kwarka żartowała, że taka pozszywana z kawałków bluza, będzie odstraszać potencjalnych chętnych. Na szczęście nie wygląda tak źle jak brzmi. Solidna i bardzo ciepła, a przy tym lekka i zajmująca niewiele miejsca w plecaku. Miękka stójka polaru chroni szyję, a łapki, którymi zakończone są rękawy, grzeją mi dłonie. Bardzo fajny wynalazek, dzięki któremu ani razu nie wyciągnąłem jeszcze z plecaka rękawiczek (a ręce marzły i to nie raz!). Po pierwszym, bardzo pozytywnym, doświadczeniu z Power Stretchem, zostanę wiernym użytkownikiem tego materiału.
3. Koszula Power Stretch + Cordura
Cordura to sztywny materiał na plecaki i z początku nie wyobrażałem sobie jak może wyglądać bielizna wykonana z tego materiału. Jak zbroja? Okazało się, że jest to coś podobnego do najcieńszej bielizny z rodziny Polartec, elastyczna, ale nieco mocniejsza. Jest to materiał grubszy niż bielizna której dotychczas używałem i gdy przychodzi upał jest w niej trochę gorąco. Upałów nie miałem jednak na razie zbyt wiele, a do 25 stopni jest jednak świetna. A gdy robi się naprawdę gorąco używam lnu.
4. Koszulka lniana Kwark Cypr
Używam jej właściwie stale. Bardzo lekka, szybko schnie, dobrze chroni przed słońcem, a przede wszystkim jest najbardziej przewiewną bielizną, jakiej używałem. W dodatku idealnie odprowadza wilgoć, dużo lepiej niż sztuczne koszulki jakie zawsze nosiłem. Idealna bielizna na upały, o ile w ogóle trafiam na jakieś upały w tej drodze…
Na początku wędrówki, po wyjściu z Warszawy, wykonałem eksperyment. Przez dokładnie dwa tygodnie ani razu jej nie prałem. To jeszcze jedna jej zaleta – nawet po długotrwałym noszeniu, len nie śmierdzi. Poliester zacząłby już drugiego dnia.
Jedyny problem to trwałość lnu, o czym zresztą pisze sam producent. Pas plecaka przetarł ją na biodrze, ale ceruję, ceruję pracowicie.
5. Koszula jedwabna Silkbody Long Sleewe Crew
„Zaprojektowano w Nowej Zelandii, wykonano w Chinach” głosi metka, ale na szczęście mieszanka jedwab/wełna tez sprawdza się dobrze. Podobnie jak len dobrze oddycha, choć trochę częściej wymaga prania.
6. Kurtka North Face Venture
Jej największą zaleta jest minimalna waga, czy na sobie, czy spakowaną w plecaku, właściwie nie czuję abym ją niósł. Membrana HyVent zdaje egzamin nawet podczas silnych opadów, choć wpuszcza do środka niewielką ilość wody. Po dwóch godzinach deszczu staje się lekko wilgotna od środka, głównie na ramionach i w tylnej części kaptura, a więc tam, gdzie materiał pracuje najmocniej, ale jest mało dokuczliwe. Mechanicznie kurtka jest bez zarzutu.
7. Spodnie p.deszczowe Mountain Equipment Rainfall Pant
Równie skuteczne jak kurtka, ale mają jedną wadę. Membrana, która w tych spodniach nałożona jest od spodu na nylonowy materiał, nie jest niczym chroniona i wyciera się w kroku. Tam też spodnie puszczają wodę do środka.
8. Śpiwór Yeti GT 400
400 gramów puchu i ¾ kilo wagi całkowitej to bardzo dobra waga na wędrówkę po nizinach. Puch nie jest już pierwszej młodości i nie grzeje jak tuż po zakupie, ale ani razu nie zmarzłem, nawet gdy temperatura spadała do kilku stopni. Po spakowaniu zajmuje mniej niż 1/6 plecaka. Wierzchnia tkanina, Pertex, dobrze chroni przed wodą, o czym przekonałem się bardzo niedawno, budząc się w kałuży po nocnym deszczu. Puch wewnątrz był tylko trochę wilgotny, a śpiwór wysechł w ciągu następnych 5-6 godzin.
Płachta biwakowa
Dowód na to, że nie wszystko co z supermarketu, musi być złe. Wodoodporna płachta z Decathlonu wytrzymała całkiem znośnie już niejeden deszcz. Materiał z którego jest wykonana, cienki nylon, jest od środka pokryty czymś w dotyku przypominającym gumę (a może to po prostu taki splot materiału). Gdy jest zimno, dodatkowo izoluje. Gdy wieje sprawia, że wiatr nie hula wewnątrz śpiwora. Nie jest jednak całkiem wodoszczelna. Po kilku godzinach deszczu do wnętrza dostaje się woda, czasem w ilościach wystarczających, by przemoczyć także śpiwór. Coś takiego zdarzyło się jednak tylko dwa razy, zazwyczaj staram się spać w miejscu osłoniętym od deszczu.
Gdybym miał jednak możliwość, wziąłbym płachtę dwuosobową z membraną Gore, aby czuć się bezpiecznie w deszczu i móc schować do środka, oprócz siebie, także plecak.
9. Plecak Tawoche HiMountain
Do mojego garba miałbym chyba najwięcej uwag. Jest bardzo lekki, a przy tym stabilny, dobrze się go niesie na długim dystansie. Materiał jest solidny, szwy także. Ma jednak kilka mankamentów, z których każdy osobno niewiele znaczy, a zebrane razem uprzykrzają trochę życie.
Największy mankament to chyba zbyt miękki pas biodrowy, który nie utrzymuje dobrze ciężaru bagażu. Dodatkowo fragment pasa stykający się z odcinkiem krzyżowym kręgosłupa zaczyna się przecierać – dwa elementy trą o siebie, przecinając nawzajem. Sztywniejszy pas pozwoliłby ten sam ciężar nieść bardziej komfortowo i uchroniłby go przed tarciem o materiał plecaka.
Końcówki aluminiowego stelaża przecierają materiał dna, musiałem owinąć je taśmą samoprzylepną. Zobaczymy czy to pomoże, ale boję się, że zanim dojdę do Santiago, aluminiowe szyny zaczną wyłazić na zewnątrz i jeździć mi po tyłku.
Boczny suwak plecaka, w zamyśle mający ułatwić dostęp do wnętrza, jest zupełnie niefunkcjonalny. W 1/3 zakrywa go boczna kieszonka, dostanie się do wyposażenia schowanego gdzieś w głębi, to szarpanie się z ciasnym wejściem do plecaka. Lepszym rozwiązaniem byłby suwak znajdujący się na frocie bagażu lub zmniejszenie bocznych kieszeni tak, by nie blokowały zamka.
Ostatnie spostrzeżenie to wodoodporność. Wystarczyło 5 minut średnio intensywnego deszczu, by zamienić wnętrze klapy w bajoro. Niestety, po niewczasie przypomniałem sobie, że jest tam niezabezpieczony telefon. Gdy zajrzałem do środka, moja komórka już pływała i uruchomić jej niestety się nie udało. Wodoodporny suwak nie pomaga w połączeniu z nieuszczelnionym szwem i przepuszczalnym materiałem.
10. Maszynka MSR Pocket Rocket i menażka Primus EtaPower
Maszynka gazowa MSR-a spisywała się świetnie przez 2 lata w Azji i także teraz nie mam do niej pretensji. Zabrany z Warszawy duży kartusz z gazem, skończył się po 5 tygodniach, pod Regensburgiem. Niestety, pod koniec coś zaczęło nawalać w łączeniu maszynki i kartusza, i gaz nie wydostawał się pod normalnym ciśnieniem, choć zapas był jeszcze spory. Za mocno dokręciłem wtedy kuchenkę i zerwałem gwinty: w maszynce i kartuszu. Przez ostatnie dni oba elementy trzymały się na słowo honoru, a ja mam nadzieję, że moja miniaturowa kuchenka posłuży mi jeszcze jakiś czas. Jeśli jednak gwint jest zbyt mocno uszkodzony, konieczny będzie zakup nowej.
11. Aparat
Bez zastrzeżeń. Gdyby tylko baterie w trybie wideo trzymały trochę dłużej. Jedna wystarcza na około 45 minut kręcenia i posiadanie tylko dwóch ogranicza czasem moje możliwości. Przy częstotliwości ładowania 1-2 razy na tydzień jeszcze jedna bateria byłaby przydatna.
12. Komputer
Brać czy nie? Jeśli chcesz odciąć się od wszystkiego i zostać sam/-a ze sobą, ewentualnie osobą z która idziesz, zdecydowanie nie. Osobiście zdecydowałem, że w długiej drodze chcę mieć możliwość pisania, pracy nad zdjęciami i filmami czy dostępu do poczty już w trakcie drogi do Santiago. Każdy, nawet najlżejszy komputer, to jednak cegła i są chwile gdy dałbym wiele, by móc pozbyć się tego dodatkowego kilograma z bagażu.
13. Czego zabrakło?
Teraz, gdy pogoda się poprawia, zaczyna brakować mi sensownego nakrycia głowy. Królestwo za jakiś mały kapelusik wędkarski! I czasami brakuje mi jednak statywu do filmowania, może uda mi się uzupełnić ten brak na południu Francji.